mgły

mgły

poniedziałek, 21 lutego 2011

Samotność

W SzklistejMgle Samotność ukazuje swoje najgłębsze tajemnice, zachłannie strzeżone  komnaty bezgranicznej pustki, niewyobrażalnie rozległe i jednocześnie okalające ciało ciasnym pancerzem, pod którym brakuje powietrza. To wszechogarniająca istnienie nicość, doskonała w swojej wyizolowanej formie. 
Stojąc na szczycie góry, płynąc w samotny rejs po oceanach, wzbijając się pod stopy WielkiegoCynika, przemierzając nieogarnięte klepsydry pustyń, a nawet patrząc w oczy WiekiejNiewiadomej, nie jest się tak samotnym, jak w SzklistejMgle. Na pustkowiach pozostają zachwyt, strach, zmęczenie, spokój, a nawet, gdy i te znikną, trwa najwierniejszy towarzysz - Ego. W osamotnieniu można je poznać, stając twarzą w twarz ze sobą. Można z nim dyskutować, poszukiwać inspiracji, wymieniać myśli. Bycie samemu nie oznacza samotności.
W SzklistejMgle można poznać kwintesencję Samotności, nieznaną nawet WielkiemuCynikowi, emocjonalną próżnię, bez najmniejszego refleksu doznania. Duszący pancerz SzklistejMgły szczelnie oddziela wszystko, nawet wierne Ego pozostawiając gdzieś za szybą. Całe istnienie koncentruje się na mechanicznym zaspokajaniu biologicznych potrzeb, bezrefleksyjnym powtarzaniu znanych schematów, bez zbędnej utraty energii na innowacje. W cielesnej istocie pozostaje tylko świadomość i przerażająca Samotność. Wszystko inne jest gdzieś poza, dalekie, niewyraźne, przytłumione i ciche. Najbardziej boli świadomość, że poza SzklistąMgłą jest inaczej, lepiej i jaśniej. Można patrzeć na piękno DolinyMgieł, być wśród Fozów, spotykać Kryształowych i nie móc niczego dotknąć, niczego doświadczyć, przeżyć. Pozostaje egzystować w tym szklistym letargu odmierzając obcy czas i eliminując po trochu niezbędne automatyczne czynności organizmu- jedna po drugiej. Aż pozostaje już tylko wyjść na spotkanie WielkiejNiewiadomej, wyprzedzając Czas.

niedziela, 20 lutego 2011

SzklistaMgła

Najczystsza forma  otuliła DolinęMgieł swoimi ażurowymi kryształami, przysiadła delikatnie na wszystkich rzeczach. Patrzyłam na jej kunsztowne kształty uczepione włosów, na idealną biel dystansu i chłodu. Mignęły mi jej perfekcyjnie skrojone płatki, niepowtarzalne w swoim wzorze, ale nie mogłam odnaleźć ich odblasku w swoim krysztale. Widziałam delikatne muśnięcia BiałychMgieł na twarzy, ich majestatyczny spokój, ale w kryształ nie wpadła nawet mała plamka światła iskrzącego w idealnych kształtach, zupełnie jakby wszystko, co dostrzegały oczy było sztuczne, a mnie odgradzała od jasności gruba, szklista ściana Mgieł. Miałam wrażenie, że WielkiCynik zrobił sobie ze mnie tandetną zabawkę - szklaną kulę z martwą figurką w środku i opadającymi leniwie płatkami sztucznego śniegu.
Stało się najgorsze. Pojawiła się SzklistaMgła -idealne więzienie. Bez krat, zamków, grubych murów... Gdy próbowałam z niej wyjść, uderzałam w idealnie gładką powierzchnię, która niczym galareta odrzucała mnie znów w środek mglistej celi.Mogłam patrzeć  na DolinęMgieł i Fozy, mogłam mechanicznie egzystować, ale przez grubą warstwę SzklistejMgły nie docierały żadne dźwięki, uczucia, emocje, słowa. Zupełnie, jakby zanurzono mnie w miękkim szkle, które perfekcyjnie oddzieliło moje istnienie od reszty DolinyMgieł. 
Szklista Mgła przypomina pod pewnymi względami trzęsawisko. Gdy się w nią wpadnie, nie ma szans, by się wydostać o własnych siłach. Z każdą próbą wyjścia, z każdym ruchem wciąga coraz bardziej, odrzuca w głąb swojej galaretowatej formy i coraz mocniej oddala od wszystkich doznań. 
Tylko w SzklistejMgle można naprawdę poznać Samotność. 

Kłębki

Zdawało się, że Mgły zaczęły się rozrzedzać, że ich dusząca wilgoć lekko odpuściła, a w krysztale zaczęły przemykać to tu, to tam iskierki światła. 
Zbliżał się czas wędrówki pod górę, zdobywanie kolejnej sinusoidy. Zawsze czułam ten moment. Powietrze stawało się lżejsze, kształty wokół bardziej wyraźne, a myśli nabierały precyzji skupiając się w niewielkie cele. Wystarczyło tylko znaleźć trochę światła, kilka zgubionych smug radości w bezbrzeżnych odmętach Mgieł. Tylko. Aż.
Długo szukałam pogubionych w krysztale iskier światła, by zwinąć z nich mały kłębuszek odwagi i wyjść do Fozów, by uczestniczyć w ich zabawie. Właściwie nie wiem, czy to wymyśliły Fozy. Jak na nie było to zbyt szalone, 'nienormalne' i niepoważne, no ale Fozy są dziwne... 
Przyniosły ze sobą pozwijane w kłębki kolorowe nitki radości, śmiechu, beztroski, optymizmu i utkały z nich surrealistyczną pajęczynę pomiędzy Mgłami.W jednej chwili setki kolorowych nici przecięło szarość, a kłębki śmiechu niczym  piłeczki wpadały w ręce, by po chwili polecieć dalej odrzucone i wzbogacone o kolejną nutę radości. W kolorowej plątaninie można było na chwilę zapomnieć o Mgłach, zawisnąć niczym motyl na tęczowej pajęczynie. 
NieZwykły stał z daleka i patrzył na wszystko jak prototypowy Foz, dla którego wszystko, co niepraktyczne i spontaniczne powinno natychmiast zniknąć z DolinyMgieł. W każdym jego spojrzeniu czaiła się Mgła, z każdego słowa wypełzały szare pasma krytyki. W jego oczach szalona zabawa zmieniła się w idiotyczną przepychankę, dźwięczący wszędzie śmiech wydał się nie ma miejscu, irytujący i żenujący.W jednej chwili cały kryształ opanowała nieprzenikniona Mgła, ciężka i mokra. Wszystkie iskry zgasły przyduszone jej oślizłymi mackami. Tęczowa pajęczyna w jednej chwili stała się tylko umazaną w błocie plątaniną nitek. Mgła stawała się coraz zimniejsza,  tworząc wokół mnie lodowy klosz, idealnie gładki, jak szkło. Śmiechy Fozów stały się przytłumione i odległe, słowa NieZwykłego  bezdźwięcznie odbijały się od szklistej powierzchni, a wewnątrz robiło się coraz zimniej. W jednej chwili stałam się sztywną figurką w szklanej kuli, która nie może dotknąć niczego naprawdę. Otoczona swoją mglistą rzeczywistością stoczyłam się w najciemniejszą jamę sinusoidy. Zostanę tam. Usnę, czekając na kolejne złudzenie.

sobota, 19 lutego 2011

Prawda

PoraPożegnań osiadła w swojej stałości zalegając ciszą w zakamarkach Mgieł. Echo przestało za mną błądzić korytarzem CI, kaleczyć kryształ swoim przeraźliwym wyciem. BezImienny poszedł własnym tunelem, oddzielony stabilnymi ścianami milczenia. Cisza nie budzi ze snu lawin. Jest dobra i przejrzysta, krystalicznie czysta w mętnym świecie Mgieł. W niej od czasu do czasu brzmią najdelikatniejszym dźwiękiem wybrzmiałe słowa, bezimienne grudki poezji znajdowane to tu to tam, pokryte pyłem wspomnień. Twarde jak diament, nie do zarysowania przez skalistą rzeczywistość. 
* * *
W DolinieMgieł Prawda nie istnieje. Oczywistość. A jednak otoczona racjonalną filozofią Fozów, ich do głębi merytorycznymi argumentami, ulegam złudzeniu istnienia jakichś Pseudoprawd tworzonych na każdym kroku, z takim przekonaniem, iż w końcu zaczynam wierzyć w ich autentyczność i niepodważalność. 
Fozy nie mogą istnieć bez swoich Półprawdek i Ćwierćfaktów. Otaczają się nimi, budują z nich fortece, których zażarcie bronią ogniem argumentów, wylewając na wyznawców Ćwierćprawdek i Półfaktów gotującą się smołę obelg i potwarzy. Zastanawiająca jest ta ciągła bitwa, w której rozkład sił zmienia się jak w kalejdoskopie i nigdy nie wiadomo, kto jest za Pół-, a kto za Ćwierćprawdą.
Gdy aksamitnymi nocami patrzę w kryształ, widzę w nim odbicia rozmaitych Pseudoprawd - wiele z nich stworzyły Fozy, ale jeszcze więcej  narodziło się  w mglistych kokonach wrosłych w kryształ, by chronić jego delikatną strukturę. Są takie prawdziwe w swoim prawdopodobieństwie, że mamią imitacją Prawdy Fozy, Kryształowych, nawet mnie, kimkolwiek jestem. Nie wiem, czy wędrując DolinąMgieł ktokolwiek ma szansę stanąć twarzą w twarz z Prawdą. Być może jesteśmy w stanie przyjąć ją tylko w rozcieńczeniu pseudo, ćwieć i pół, gdyż w stanie czystym dusi, wyżera i niszczy? 
A jednak, aksamitnymi nocami, gdy na nieboskłonie Mgieł przysiada Orion, gdzieś w głębi kryształu czuję jej obecność. Nie wiem, jaka jest ani, co mi przyniesie, nie mam pojęcia, gdzie się zaczyna, a gdzie kończy, jakie ma barwy. Czuję tylko, że jest...

środa, 16 lutego 2011

ŚwiętoFozów

Na małą chwilę DolinaMgieł nabrała rdzawego koloru sztucznego entuzjazmu. Fozy urządziły sobie Święto, krzykliwie wizualizując i demonstrując swoją uporządkowaną uczuciowość. Fascynujące istoty! W swoim obsesyjnym poszukiwaniu ładu osiągnęły mistrzostwo. W ich rzeczywistości nie ma miejsca na spontaniczność. Nawet emocje muszą znać swoje miejsce. Żadna z nich nie może się plątać bezkarnie to tu to tam, zmieniać koloru lub wtapiać jak kameleon w tło. Nie, to by bardzo dezorientowało Fozy i stanowiło dużą niedogodność w ich nieskomplikowanym istnieniu. Wszystko musi mieć swoją przestrzeń i ustalone parametry.
Święto. Fozy demonstracyjnie pojawiały się wszędzie parami, porozwieszały w przestrzeniach czerwone serca, róże i uskrzydlone amorki. Mgły nabrały konsystencji cukrowej waty obklejając wszystko obłudną aurą emocjonalnego ekshibicjonizmu. Na każdym kroku spotkać można było wycięte matryce idealnego uczucia i za odpowiednią opłatą wpasować w nie własne istnienie - na dłużej lub przynajmniej na czas trwania Święta. Zabawne...Fozy, na co dzień racjonalne i pedantycznie praktyczne, z perwersyjną lubością rozpływały się w kiczowato-romantycznym klimacie festynu, deklamując chóralnie dźwięki niby-wyznań i przeżywając zbiorowo emocje niedostępne ich naturze, za to wyprodukowane zgodnie z wzorcem realistycznych założeń.
Koniec Święta wyrwał Fozy z histerycznej hipnozy i przywrócił ich istnieniu zwykły bieg pozbawiony refleksji. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki DolinaMgieł powróciła do swojej stałej kolorystyki, a Fozy jakby nigdy nic wróciły do swoich normalnych zachowań, traktując Święto jak chwilową maskaradę, krótką niepoczytalność pod wpływem odurzającego eliksiru pt. 'emocje'. 
Zawsze zazdrościłam Fozom ich Święta, niezwykłości, jaką nadają fragmentowi czasu i ekscytacji widocznej na każdym kroku. Nigdy czegoś takiego nie poczułam, chociaż gdzieś w głębi tęskniłam za doznaniem wyjątkowości. Przebywając wśród Fozów, przejmując ich punkt widzenia daję się czasem zwieść wrażeniu, że mogę odbierać rzeczywistość w ten prosty, jednoznaczny sposób. Tak jednak nie jest. Niezwykłość Święta Fozów polega na tym, że dla nich ten czas wypełniony jest niedostępnymi myślami i emocjami, romantyzmem wyrugowanym na co dzień przez praktycyzm.  
Dla mnie nie było Święta pełnego ekscytacji i, zapatrzona w Fozy, osiadłam na mieliźnie rozczarowania. Wszystko było takie zwykłe, przewidywalne... aż gdzieś na dnie kryształu zamigotała iskra i pozwoliła mi dostrzec całą paletę barw rozszczepioną na krawędziach duszy. W mrocznej codzienności DolinyMgieł, w ciasnych korytarzach wyłożonych boazerią lęku, w duszących bagnach bezradności, w labiryntach rozpaczy, na każdym niepewnym kroku jest on. Prowadzi mnie przez Mgły, gdy stają się nieprzeniknioną szarością, pomaga wspinać się pod kolejną sinusoidę, otula, gdy wyziębiona tułaczką wśród wilgotnych Mgieł upadam ze zmęczenia, chroni moje światło i podsyca je blaskiem swojego kryształu. Przebija się ze mną przez Czas cierpliwie snując niepowtarzalną smugę emocji, po której przechodzimy lekko i płynnie z dnia na dzień. NieZwykły. 

wtorek, 8 lutego 2011

Sinusoida

DolinaMgieł wznosi się kształtem nieskończonej sinusoidy istnienia, bez cienia prostych rozwiązań, z nielicznymi punktami zerowymi, granicami, których przekroczenie rozrzedza lub zagęszcza Mgły. Nie można ich ominąć, nie można zmienić parametrów i po prostu pójść innym szlakiem. Tu nie ma prostych. Istnienie Kryształowych to ciągłe wznoszenie się i opadanie, z nielicznymi chwilami równowagi, których  KryształoweDusze nieraz nie zauważają. Czasem, gdy udaje się dotrzeć na wierzchołek sinusoidy, Mgły przepuszczają odrobinę światła, podsycającego blask kryształu i wtedy KryształoweDusze żyją najpełniej. W tych nielicznych momentach, gdy stopy zanurzają się w maksimum, Kryształowi stają się integralną częścią uniwersum. Nawet Fozy nabierają do nich szacunku i są skłonne zauważyć ślady tajemniczej poświaty. 
Jednak większość KryształowychDusz dociera tam rzadko i tylko na ułamek blasku. Wczołguja się wycieńczone na wierzchołek, by już za moment ześliznąć się z niego i poddać władaniu gęstniejących Mgieł. W tym czasie światło zdąża tylko musnąć krawędzie kryształu, zaiskrzyć i podtrzymać jego urywany oddech. 
Najczęściej Kryształowi żyją wśród gęstych Mgieł, gdzieś w dolnym ekstremum. Czasem przez długie miesiące, czasem lata nie potrafią wydostać się z wilgotnych i zimnych jam sinusoidy. Drepczą w miejscu, ulegając złudzeniom Mgły, zmarznięci i obojętni na zmiany w DolinieMgieł.  Zdarza się także, że nie wydostają się  nigdy i zduszeni Mgłą, pozwalają swoim kryształom zgasnąć i rozsypać się w proch. 
Fozy zdają się nie dostrzegać sinusoidalnej natury Kryształowych uczepione swojej idealnie prostej i stabilnej funkcji istnienia. W swoim nieskomplikowanym systemie postrzegania nie uznają istnienia innych niż liniowe modeli egzystencji. Pogubione we Mgle KryształoweDusze uznają za ekscentryczne istoty zmożone jakąś egzotyczną chorobą. 
Nie jest łatwo istnieć w rytmie sinusoidy, w ciągłym cyklu wspinaczki i upadania, w ciągłym nieuchronnym lęku zmian. Można jednak przeprogramować kryształ, by chwytał więcej światła na szczycie, by mniej chłonął Mgły, ustabilizować blask i oświetlać nim najciemniejsze głębie sinusoidalnego istnienia. 
Operacja na żywym organizmie trwa. Każdego dnia wypruwam z kryształu cieniutkie jak pajęczyna nitki Mgły. Gdy mi się wydaje, że już jakąś uchwyciłam i mogę ją wyciągnąć, ta się rwie, rozdwaja, splątuje w gordyjskie węzły z tysiącem innych, jeszcze niezdefiniowanych pasm. Wiem, że mój kryształ wchłonął wiele Mgieł i mnóstwo nici tworzy w nim kołtun we wszystkich odcieniach szarości. Czasem tonę w bezradności, z palcami oplątanymi smugami Mgieł, porozdwajanymi, powiązanymi ze sobą w nielogiczne struktury i labirynty, gdzie wczoraj, dziś i jutro splatają się w jedną materię. Niekiedy Mgła jest tak nieprzenikniona, że nie widzę w niej własnych dłoni, a wyprute nici i nowe pasma zdają się stanowić idealną jedność, wrosłą dzikimi korzeniami w najgłębsze pokłady kryształu. Wtedy czuję na dłoni palce NieZwykłego, a za plecami stabilny mur jego sylwetki. Przez szarość przewierca się głos i mądrą radą podpowiada, jak wysnuć z przerażającego kłębowiska z pozoru nieistotny strzępek Mgły. Jakaś tajemnicza jasność odstrasza pełznące ku mnie macki Mgieł, sprawiając, że trzymają się na dystans i nie zatruwają kryształu swoimy szarymi ściegami. Wiem, że jakkolwiek gęste i nieprzeniknione byłyby Mgły, NieZwykły przeprowadzi mnie przez nie i nitka po nitce wyprujemy ich szarą obecność z kryształu.

piątek, 4 lutego 2011

PrzyjaciółkaMi

Czasem w DolinieMgieł znaczenie ogniskuje się na jednej nucie istnienia. Bez znaczenia stają się myśli, emocje, obowiązki,zdarzenia, uczucia i wszystko, co na co dzień zaprząta uwagę przeciętnej jednostki. Nawet ból kryształu blednie stając twarzą w twarz ze swoim bratem, zazdrosnym cierpieniem, które egoistycznie zagarnia ku sobie wszystko. Dziś ucieleśniło się w PrzyjaciółceMi.
Jak zawsze przyszła bez zapowiedzi. Nagle i destrukcyjnie zaczęła dobijać się do świadomości pulsując w skroniach, rozpychając się we wszystkich kościach twarzy, atakując oczy. Początkowo miałam nadzieję, że to tylko chwilowy kaprys i za chwilę odejdzie, nie znalazłwszy w mojej osobie wystarczającego zainteresowania jej monotonnymi i nudnymi popisami. Niestety. Rozparła się na dobre, zajmując swoją toksyczną obecnością całą świadomość bólu.Nie pozostało mi nic innego, jak ugościć ją, odurzyć białą tabletką pozornej ulgi. Nie wystarczyło. PrzyjaciółkaMi zastygała na chwilę, opadała z sił i pozwalała mi odetchnąć lub zasnąć, by już za moment zaatakować moją świadomość ze zdwojoną siłą. Cały dzień przepychałyśmy się między Bólem a Ulgą. Bez wyraźnego zwycięstwa.

środa, 2 lutego 2011

MgłaNieprzenikniona

Głęboka czerń Nocy jak zawsze niespodziewanie nasyciła szarość Mgieł. Skulona pod zmrożoną bezsilością ścianą korytarza CI powoli zeskrobuję z twarzy makijaż Foza. Powolne ruchy rozmazują przyklejoną do ust imitację uśmiechu, z oczu wypadają szkła zadowolenia. Powoli ruch po ruchu twarz zaczyna wracać na swoje miejsce.
Echo nadal podąża za mną, przeistaczając się w pełne żalu, rozwścieczone zwierzę. Nie widzę go, ale czuję całą przestrzenią kryształu jak celuje we mnie zimnymi zbitkami pozlepianych żalem słów. Chowam nagą twarz w dłonie, wciskam skulone ciało w Mgłę, błagając ją, by przyjęła mnie do swojego łona, w bezbrzeżną ciszę szarej macicy.
Na krawędziach kryształu powolutku osadza się rozpacz, skrapla się leniwie i cienkimi, słonymi smużkami spływa po kryształowych ściankach, skapuje do jądra KryształowejDuszy i zagnieżdża się w nim jak perła w ciele małża. W korytarzu CI, ociemnionym rozlaną po DolinieMgieł nocą, Echo nabiera mocy. Jego potępieńcze wycie rozrasta się i wciska w każdą szczelinę powietrza, napełniając moje płuca, myśli, każdą komórkę rozdzierającym bólem.
BezImienny wciąż woła, daleko, gdzieś za ścianami Mgieł. Nie rozumie ciszy, nie potrafi wejść w jej wieloaspektowe wnętrze. Wysyła Echo, z całym arsenałem ciężkich kul słów, z  duszącym gazem desperacji. W jego krysztale nie pojawia się iskrząca świadomość, że każde rozcięcie ciszy popycha mnie w stronę MgiełNieprzeniknionych, w stronę Unicestwienia. 
Wgryzam się w ściany Korytarza CI, w gorzką Mgłę, by nie rozjuszyć czających się w cieniu Fozów niepozornym dźwiękiem, echem bez znaczenia. Z niewypowiedzianych słów buduję Milczenie, bo ufam, że BezImienny odczyta nierówne cegły, niczym język Braille'a i pozwoli mi przeistoczyć się w wyimaginowanego, eterycznego motyla, którego nie dosięgną  podkute buciory Fozów.
Pozostaje mi nadzieja, że BezImienny pozwoli PorzePożegnań dokonać ostatecznego cięcia, wspierany przez całą jasność rozbłysłą w jego KryształowejDuszy, którą tyle razy rozświetlał rozmowy W DolinieMgieł. 
Powoli podnoszę się z rosnącą w krysztale perłą rozpaczy. Przede mnią bezpieczna ciemność PoryPożegnania, wyizolowany korytarz CI, którym ruszę dalej w milczeniu, by iść w nadziei, że pozostawiona za mną ściana spełni swoje zadanie i BezImienny przestanie mnie popychać we MgłyNieprzeniknione pełne Fozów.