mgły

mgły

poniedziałek, 21 stycznia 2013

Słowa

Szukam Słów. Próbuję odnaleźć ich zahibernowane CzasemMgieł zalążki, ślady życia na wyjałowionej szklistym chłodem sinusoidzie. Wiem, że istnieją gdzieś w głębiach Myśli, że poruszone Refleksją mogą znów wystrzelić ku niebu, ale dotychczas nie udało mi się ich ożywić. Są jak rzucone w glebę ziarna - jedne obumarłe, zmrożone SzklistąMgłą, inne jeszcze niegotowe, by się narodzić i dać życie następnym pokoleniom.  Noszę w  sobie tęsknotę metafor, skumulowaną rzekę niedopowiezianych natchnień, niedosyt inspiracji, a jednak nie potrafię odszukać Słowa, które zamknęloby to wszystko w harmonijny Impuls mogący rozświeltać wnętrza dusz.

Znalezione przypadkiem kiełki Słów zbyt długo leżały we Mgłach i teraz zdają mi się tylko wilgotnym kompostem banału, przypadkową mieszaniną obumarłych emocji,  ulożonym na siłę obrazem o zbyt jednostajnym kolorycie. Nie ma w nich lekkości ani orginalności tworzywa, żadnej mutacji form ani wolności skojarzeń. Brzmią głuchym echem w nieskończonych przestrzeniach wersów, bładzą w wielopłaszczyznowych budowlach strof. Przyszpilone ciężarem atramentu stają się tylko wyrazami.

Czekam na Słowa.

sobota, 19 stycznia 2013

Żal

Od kilku dni w DolinieMgieł unoszą się w powietrzu  piórka śniegu. Pojedyncze płatki wirują, osiadają na rzęsach, włosach, przedmiotach, eksponując idealnie koronkowy krój srebrzystych płatków.  Patrząc na nie, wędrując wśród tego niebiańskiego konfetti, czuje się taka niezwykłą magię i ciepło, że uśmiech sam zakwita na ustach. Chciałoby się rzucić wszystko i iść po horyzont wśród okruchów chmur...
*   *   *
Wieczór. Wychodzę w roziskrzone powietrze pełna nieokreślonego Żalu osadzonego na banalnie prozaicznej mieliźnie wydarzeń. Za fasadą obojętnych słów, za wyćwiczonym wyrazem twarzy, za maską cynizmu, w samym środku Kryształu rozlewa się Żal, specyficzny ból, którego nie opisują żadne słowa, gdyż nie są w stanie oddać jego subtelnej goryczy, delikatnej konstrukcji pulsujących w nim zależności. Na rękawiczce osiada płatek śniegu - idealna symetria, kwintesencja doskonałości. Widzę przez moment prześlizgujące się po niej refleksy światła i dałabym wszystko, aby to piękno trwało, istniało, lecz już po chwili na szorskim zamszu lśni tylko banalna kropla wody. Czuję Żal, nieracjonalny Żal przesycony Bezsilnością, poprzetykany głębokim, zastygłym Smutkiem i Tęsknota za utraconą chwilą. Racjonalnymi argumentami rozsądku próbuję wywabić z Kryształu plamę, choć wiem, że to niemożliwe, że skaza zostanie tam na zawsze. Potraktowana wybielaczem Czasu zblaknie, przestanie się rzucać w oczy, przestanie boleśnie palić, jednak zawsze będzie o sobie przypominać poruszona wspomnieniem. NieIstniejący powiedziałby, że to cena, jaką płacę za Skrzydła. Możliwe.
Tego wieczoru pękła  Iskra, narodzona ze zderzenia z innym Kryształem, nieoczywistym, zastygłym, wciśnietym w gruby pancerz pozorów, PółPrawd i ĆwierćKłamstewek. Trudno było go dostrzec pod warstwą zastygłej nonszalancji, a gdy już pojawił się obraz, trudno było uwierzyć w jego prawdziwość. A jednak przez tę masę poplątanych myśli, zasupłanych uczuć, prze kokon pozorów przedzierał się znany Blask, poruszał strunę intuicji. Był jak płatek śniegu na rękawiczce - rozbłysnął na mgnienie oka, a potem zamienił sie w banał. Iskra pękła i Żal rozłał się we mnie po dno Kryształu. Żal za utraconym pięknem, za Blaskiem, który przy odrobinie szczęścia mógłby rozbiec się po szlifach, za całym bogactwem Kryształu zduszonym przez pajęczynę nieznanych mi przeżyć i ucieczek, za Kimś, kto pogubił się w rekwizytorni masek i póz. Nie wiem, czy kiedykolwiek się odnajdzie, czy dotrze do złóż zastygłych w letargu Iskier, czy też zawsze będzie nosił w sobie tę niedopowiedzianą i nieuświadomioną nutę, która nie pozwala stać się Szczęściem.
Patrzę na plamę Żalu w Krysztale i wiem, że to jest moja plama, mój Żal, moje poczucie straty. Istnienie bez pulsującego Kryształu jest przecież łatwiejsze, mniej boli, pozwala łatwiej się odnaleźć w świecie Fozów. Daje szansę na pozorną NieSamotność, na wtopienie się metodą kameleona w tło, na niedostrzeganie własnej ucieczki i ignorowanie bólu. Pozwala na ułożenie kolejnej warstwy pozorów i zbudowanie twierdzy poczucia bezpieczeństwa. Być może to jest właściwa droga - pozwolić, by Kryształ wygasł, by rozsypał się w pył. NieMoja droga, ale może lepsza.
*  *  *
Trzeba ludziom zostawić wolność decyzji, nawet jeśli chcą decyzji szalonych albo tragicznych.
*  *  *

czwartek, 17 stycznia 2013

NieObecność

Nie mogę wyplątać ze świadomości strzępków rozmów porozpinanych na skrajnych biegunach emocji. Nie wiem, dlaczego, ale ta dziwna NieObecność ucieleśnia się na każdym kroku i wpycha bezczelnie w zawaloną obowiązkami świadomość - splotem przypadkowych zdarzeń, ulotnym skojarzeniem, rozmytym obrazem,  słowem. Intrygująca. Irytująca. Ulotna. Nieosiagalna. Niebezpieczna. Obca. Wciska się pomiędzy sny, kreując fantasmagorie. Samowolnie podążą ścieżkami mysli, sprowadzając koncentrację na manowce pytań i oszukując intuicję. Ani na moment nie daje spokoju i nawet przysypana natłokiem zdarzeń, bzyczy niby komar na peryferiach świadomości.

Nie wiem, co z nią zrobić. Mogłabym obudować ją ścianami szklanego racjonalizmu i z lekką pomocą Czasu ususzyć jak liść między kartami pamięci. Mogłabym ją powołac do istnienia, wbudować w ramy konwenansu i zawieścić w galerii kolejnych spotkań. Mogłabym pozwolić jej wejść we mnie jeszcze głębiej, rozszaleć się między Iskrami i wywołac lawiny niepotrzebnych uczuć. Mogłabym...?

W tej dziwnej NieObecności jest coś, co nie pozwala mi założyć jej uzdy i zakazać szaleństw po padoku świadomości. Coś, co porusza Kryształ i maluje na jego szlifach Iskry, prowokuje Słowa, budzi Refleksję. Jest w niej potężna grawitacja, której ulegle się poddaję. Jest gąszcz pytań, w których zanurzam się z rozkoszą braku odpowiedzi.

Ta dziwna NieObecność, której imienia wciąż nie mogę znaleźć.

środa, 16 stycznia 2013

NibyLandia

Tyry zebrały się na swoje rytualne zgromadzenie, by jak zawsze zbadać wyniki schematyzacji i ewaluować własną doskonałość. Obudowane misternymi budowlami cyfrowych kolumn oraz papierowymi wskaźnikami statystyk, zanurzyły się w poczuciu misyjnej dumy oraz przeświadczeniu groteskowej troskliwości. Monotonny szum tych samych konstrukcji składniowych bez treści i adresata,  nowomowa skrótów bez znaczenia, kłębowisko jednopłaszczyznowych stwierdzeń pozbawionych refleksji zagęszczały atmosferę i osmotycznie wpychały się w każdą komórkę ciała, nadymając ją banałem do granic możliwości. Etykietka Tyra znów zaczęła nieprzyjemnie uwierać podświadomość i lekko odklejać się na rogach. Spojrzenie uleciało na pruszący w DolinieMgieł śnieg i poszybowało po srebrzystych mostach w inną rzeczywistość, by za chwilę zostać brutalnie ściągnięte kolejnym przypadkiem szczelnie zamknietym w kraty tabelek. Wartość Farów została matematycznie przeliczona i wpisana w statystyki.

Patrzę na Tyry, dzielę z nimi przestrzeń i czas, przemierzam korytarze schematyzacji tu i ówdzie próbując wydobyć z Farów odrobinę błysku, ale nie mogę się nadziwić ich zamiłowaniu do Farów-Nibów - istot całkowicie przezroczystych intelektualnie, pozbawionych Ciekawości i Poszukiwań, odartych z ziaren najprostszej refleksji, które nie poddają się schematyzacji, gdyż nawet w wytartych i wybrukowanych banałem ścieżkach schematu gubią orientację. Niby nie poszukują swojej drogi w DolinieMgieł. Długo stoją w miejscu, a gdy wreszcie ruszą - nie przemierzają ścieżek wzdłuż tylko wszerz, bładzą od krawężnika do krawężnika, by w nielicznych przypadkach popłynąć wreszcie z bezkształtną masą Fozów, popychane przez nie w losowych kierunkach. Podatne na manipulacje, przewidywalne, prymitywne, puste - w moich przestrzeniach Tyra są niewidzialne. Przesuwają się jak cienie, gdzieś za szkłem świadomości i uwagi. Poddawanie je schematyzacji wydaje mi się bezcelowe i wyjątkowo nużące, a poświęcanie im czasu - wyjątkowo bezproduktywne. Ważniejsze jest schematyzowanie  Farów, które poddane odrobinie kreatyzacji mają szansę z czasem przeistoczyć się w Fozy - mniej lub bardziej wrażliwe, takie z ziarenkiem kryształu lub takie całkiem zwyczajnie działające w swoich uporządkowanych rzeczywistościach.

Ale Tyry mają do Nibów wyjątkową słabość, podobnie jak PolitykaSchematu, która cały proces schematyzacji podporządkowała ich istnieniu, tworząc tony zapisów ułatwiających Nibom egzystencję i kierując uwagę Tyrów na te niewidzialne twory. Właściwie każde ZgromadzenieTyrów pełne jest ohydnego babrania się w ich jestestwie, prób spłycania schematu i ustawiania w nim coraz większej liczby drogowskazów, by Niby wreszcie załapały kierunek. Robi się wszystko, by Niby nadal zostały tylko Nibami, bo czyż nie wygoniej jest być niesionym na rękach niż wykonać morderczy wysiłek kroku? Czyż nie wygodniej jest nie wiedzieć, niż poszukiwać odpowiedzi w gąszczu prawdopodobieństwa?

I może wszystko byłoby do przyjęcia, gdyby ekspansja Nibów nie szkodziła Farom, dla których nie starcza już czasu, uwagi, a często i sił. Tyry wykończone tą nibową donkichoterią wprowadzają Fary w schemat, rutynowo sprawdzają, jak sobie tam radzą i pozostawiają je same, choć często lekkie dotknięcie kreacyjności mogłoby wyzwolić błysk. Fary zazwyczaj  znajdują kierunek  i poddają się  schematyzacji bez większych komplikacji, a Tyrom przeważnie to wystarcza. A ja ciągle czuję, że gdyby poprowadzić je dalej, głębiej wniknąć z nimi w meandry schematyzacji, mogłyby być doskonalsze, a rzeczywistość Fozów nie taka regularnie monotonna. Gdyby zamiast ciągnąć i pchać zapierające się Niby, iść dalej łagodnie schematyzując Fary, pokazywać im sprzeczności DolinyMgieł, prowokować do Poszukiwań... Gdyby...

Na ziemię sprowadza mnie ZgromadzenieTyrów. Już wiem, że w kolejnym czasie schematyzacji znów będę musiała opuścić Fary na rzecz kreowania kolejnych, jałowych obszarów papierowej "NibyLandii".

* * *

"Człowiek nie może niczego nauczyć drugiego człowieka. Może mu tylko dopomóc wyszukać prawdę we własnym sercu, jeżeli ten ją posiada"

niedziela, 13 stycznia 2013

CzarnaDziura

Rzeczywistość Fozów, pełna schematu i pogoni za czymś bez znaczenia jest jak  CzarnaDziura. Pochłania całkowicie Światło, pożera wszystko, każdy okruch energii, absorbuje całą przestrzeń czasu, wysysa refleksję. Myśli grzęzną gdzieś w horyzoncie zdarzeń, sparaliżowane niebywale silną grawitacją ciągną ku przyziemności. Nagromadzenie masy spraw w ograniczonej objętości czasu pochłania uwagę, nie pozwala się wymknąć najmniejszym spostrzeżeniom. Uwięziona w czasoprzestrzeni, brnę przez skonsolidowany pejzaż, wlokąc za sobą coraz cięższe skrzydła, pełne kurzu i zmęczenia.

Próbuję zatrzymywać myśli na okruchach światła, na twarzach, słowach, dźwiękach, by nie powolić CzarnejDziurze na zagarnięcie wszystkiego, całej odnalezionej niedawno refleksyjności, wszystkich delikatnie poruszonych  uczuć. Czuję jednak, jak skumulowana masa nakazów codzienności, chaos zdarzeń odciaga mnie od tego, czego tak bardzo potrzebuję...