mgły

mgły

sobota, 25 maja 2013

Mglistości

Mgły pojawiły się zupełnie niespodziewanie. Wypełzły nagle, jakby korzystając z chwili nieuwagi i euforycznego nastroju ostatniego czasu. Znów poczułam ich chłodny oddech, znów odgrodziły mnie od pulsowania DolinyMgieł. Czuję, że w nich błądzę, że powinnam ratować się jakąś ucieczką, ale zgubiłam orientację i nie wiem, jak znaleźć ich kres. Przycupnęłam w miejscu, z dala od hałaśliwych Fozów, za szczelnie zasłoniętą kurtyną deszczu i postanowiłam przeczekać. Może to tylko chwilowe zamglenia wywołane nagłymi zmianami aury? Może wystarczy poczekac na wiatr, który zagoni Mgły do ich legowisk i pozwoli znów odetchnąć, zdejmując z gardła ich spazmatyczne dłonie?

*  *  *

Boję się.

piątek, 24 maja 2013

ParaRzeczywistość

Myśli i Refleksje rosną we mnie niczym rozszalałe pnącza dzikiego wina. Tworzą tylko sobie znany gąszcz przedziwnych połączeń, wczepiają się w zmurszałe ściany poglądów i malutkimi korzonkami robią mikroskopijne wyłomy w obwarowaniach, wpuszczają świeży sok Intuicji w zardzewiały krwioobieg. ZbiegiOkoliczności są zbyt częste, by nadal wierzyć w rachunek prawdopodobieństwa - jakieś słowa, obrazy, wspomnienia, spotkane w przelocie osoby, wszystko to z pozoru pozbawione Przyczyn i Skutków, nagle układa się w całość, zaczyna idealnie do siebie pasować, porusza Strunę. Przeczucia, podświadome szepty Intuicji, Sny przekraczają granice realizmu i materializują się w codziennych zdarzeniach. DolinaMgieł pełna jest niesłyszanych dawno głosów, poruszeń, doznań. Patrzę na znajome krajobrazy rzeczywistości  i mam wrażenie, jakbym widziała je po raz pierwszy lub jakby ktoś zmył grubą warstwę brudu z impresjonistycznego arcydzieła. Poruszam się w jakimś innym wymiarze, zadziwiającym nawet dla Kryształu, acz dziwnie znajomym, jakbym wróciła tu po bardzo długiej nieobecności. Mam wrażenie, jakby rozpękła się szklana kula i zalała mnie fala przenikających się nawzajem ulotnych doznań. Fozy stały się jeszcze bardziej odległe, a ich schematyczne światy wydają się mikroskopijne i przeraźliwie puste przy całym bogactwie tego, co odbija się w lustrach Kryształu. Zanurzam się w tym, jak w jeziorze, z całą rozkoszną chciwością. Boję się jednak, że stracę grunt i cała ta metafizyczna fala poniesie mnie na głębiny Mgieł i znów trzeba będzie stanąć oko w oko z MonteremDusz, który przytnie rozszalałe wino Myśli w równe szpalery Normy, poopiera je na podporach realizmu i podwiąże mocnym powrozem naukowej analizy.

*  *  *

NieZaistniały istnieje coraz bardziej. Wdziera się swoją NieObecnością pomiędzy zdarzenia, rozrywa ciąg myśli wykolejając logikę, rozrzuca koncentrację po manowcach. Jego istnienie rozciąga się  w odległej Przestrzeni, którą obserwuję przez szybę Czasu. Nie chcę tam wchodzić, ale Grawitacja ma inne plany w tym względzie i kieruje trajektorie na siebie. Jedno spojrzenie zawieszone ponad realizmem i wiem, że znów przepłynęła jakaś Iskra zrozumienia, że Słowa nie są potrzebne, bo Myśli splotły się w jedno. Zdarzenia rzeczywiste, wypowiadane zdania, gesty są do bólu teatralne. NieZaistniały przebiera w kostiumach i rekwizytach z prawdziwym mistrzostwem, tak dużym, że  zastanawiam się, czy to, co wyczuwam  nie jest tylko mistyfikacją chorej wyobraźni. Wystarczy jednak spotkanie w półsłowa, spojrzenie i nie mam żadnej wątpliwości, że Intuicja prowadzi mnie bezbłędnie, wskazując kolejny Kryształ, jakieś pokłady głęboko schowanej Wrażliwości, jakieś Emocje, które przeczytane powinno się zasuszyć między kartami Milczenia.

Czasem chciałabym sprawdzić, czy się nie mylę i ubrać w słowa to wszystko, co odczytuję z Iskier przelatujących przez Kryształ, ale nie umiem nadać nazw tym stanom, nie potrafię wytłumaczyć tej metafizycznej więzi, która z każdym dniem mocniej łączy mnie z NieZaistniałym. Niezwykłe jest to, że pojawiła się, gdy tylko go zobaczyłam i istnieje niezależnie od intensywności kontaktu, jakby była od zawsze, jakby spajała dwa istnienia, które spotkały sie juz w innym wymiarze. Chociaż nie chcę wchodzić w przestrzeń NieZaistniałego, szukam jego obecności, podejmuję ten niezrozumiały dialog bez słów. Nie wiem, kiedy znów nasze ścieżki się przetną, ale wiem, że wtedy w jednym słowie, w spojrzeniu po dno duszy znów znajdę tę niezwykłą bliskość odczuwania.

czwartek, 23 maja 2013

PustynnaPrzypowieść

*  *  *

Zawsze kochała Pustynię. Ogromna, pozornie jednolita przestrzeń obdarowywała ją tym, co w zgiełkliwym świecie najcenniejsze - milczeniem, bezgraniczną wolnością horyzontu, tajemnicą wielkości ziarna piasku ukrytą gdzieś w bezmiarze jednolitych odcieni, symfoniczną muzyką, skomponowaną z odgłosów galaktyk zawieszanych nocą na nieboskłonie. Wystarczyło tylko spojrzeć w górę. Wystarczyło oderwać wzrok od monotoni piasku. Wystarczyło zamknąć oczy i słuchać...

Każdego dnia rozpoczynała nową, całkowicie spontaniczną podróż, ku miejscom znanym tylko gorącym wiatrom, gdzie nie dotarł jeszcze żaden wędrowiec, gdzie nie zawędrował niczyj wzrok. Nie zastanawiała się, dokąd poniesie ją powiew życia następnego dnia, kogo spotka na swojej drodze. Brak korzeni daje tyle możliwości! Nigdzie nie trzeba zostawać zbyt długo, nie obrasta się zobowiązaniami, jest się tylko przechodniem, przelotnym wrażeniem pozostawionym przypadkowym spotkaniom.

A spotkań było mnóstwo, gdyż wbrew powszechnym przekonaniom Pustynia tętni życiem. Poznawała Wielbłądy wpatrzone w jeden punkt horyzontu, przemierzające czas wydeptanymi mozolnie ścieżkami. Nie bardzo rozumiała ich realizm, ich jednolity chód w stronę celu i ogromne garby obowiązków, z którymi nie mogły się rozstać. Spotkania z nimi nie były bezpieczne. Wielkie zwierzęta przeważnie nie dostrzegały jej drobnej postury i nie patrząc pod nogi potrącały ją, deptały lub wciskały w piasek.

Poznawała Jaszczurki, których filozofii równiez nie mogła pojąć. Jedne stały w bezruchu, zachwycone tym, iż nie muszą wykonać ani jednego kroku, całkowicie obojętne na to, co rozgrywa się poza ich trwaniem. Nie umiała zrozumieć ich ignorancji i tępego, matowego spojrzenia. Kiedy z nimi rozmawiała, mówiły, że wszystko już wiedzą, że ich doświadczenie ograniczone do tego, co mogły omieść wzrokiem jest całkowicie wystarczające. Nie wierzyły jej, że każda wydma ma swoją tajemnicę, że gdzieś kończy się Pustynia i zaczynają się inne światy. - To głupie - mawiały - Po co poznawać coś, co się nie przydaje w trwaniu?

Inne Jaszczurki pędziły przed siebie, nie widząc nic oprócz piasku. Ich świat miał jedną fakturę i jeden kolor. W ciągłym biegu nie dostrzegały nic poza upływem czasu. Gdy zatrzymywały się przy niej, przestepowały nerwowo z nóżki na nóżkę, gotowe w każdej chwili ruszyć dalej w gonitwę. Za czym? Nie miała pojęcia.

Znała też Palmy, wiecznie zielone, mocno zakorzenione w ruchomym podłożu. Podziwiała ich wewnętrzny spokój i siłę tworzenia oaz. Kołysały się na wietrze szczęśliwe, że mogą być pożyteczne, że ich życie ma sens. Nie potrzebowały odkrywania horyzontów ani podziwiania tajemnic pustyni. Całą swoją uwagę koncentrowały na powtarzalnej codzienności, na uczestnictwie w nieprzerwanym kręgu życia. Wyrastały z nasion z jasno określonym celem - pragnęły tylko ukorzenienia. Lubiła Palmy, ale także z nimi nie łączyła ją całkowita nić porozumienia. Bo jak mogła im wytłumaczyć, że można żyć bez korzeni?

Spotykała na swoich wietrznych drogach także inne istoty, ale dla wszystkich była tylko małym kłębkiem trawy miotanym przez wiatr. Jej wygląd był tak niepozorny, że nikt nie zwracał na nią uwagi. Bardzo często przechodzili obok niej obojętnie, gdyż nie dostrzegali jej istnienia na tle pustynnej kolorystyki. Tak, wtapiała się swoją zwyczajnością w przestrzeń, stawała częścia tła, istnieniem niewartym uwagi. By przetrwać nieżyczliwy klimat Pustyni i móc odkrywać jej prawdę, przybrała barwę szarości, zwinęla się w małą kulkę zwyczajności, którą bez trudu mógł popchnąć najlżejszy podmuch. Pozbyła się bagażu niepotrzebnego blichtru, zasuszyła wrażliwość i stała się silna. Tak, była najsilniejszą z pustynnych istot. Potrafiła się wynurzyć z piasku po tym, jak jakiś nieostrożny Wielbłąd wdeptał ją w podłoże, potrafiła lekko uciec przed pustynną burzą, potrafiła przetrwać palące słońce porażek, podczas gdy Palmy umierały. Jej zasuszone serce pozwalało pokochać pustynną samotność i nie płakało z tęsknoty za porozumieniem z innymi istotami. Analitycznie zasuszała doświadczenia, wrażenia i emocje, pełna pewności, że kiedyś rozkwitną.

Pewnego bezwietrznego wieczoru słuchała muzyki wydm, wtulona w miękkość piasku. Czyjeś kroki wkomponowały się w ciszę tak doskonale, że nie zauważyła momentu spotkania. Gdy otworzyła oczy, stała już przed nią istota zupełnie niepodobna do innych mieszkańców pustyni - słaba i nieprzystosowana do surowego klimatu. Człowiek. Nie zachowywał się jednak tak, jak inni ludzie, których widywała. Patrzył na nią otwartymi oczami pełnymi wzroku, jakby widział coś więcej. Pochylił się nad nią i ujął w dłonie jej lekkość, delikatnie jak najcenniejszy skarb. Skuliła się w sobie jeszcze bardziej. - Nie bój się - powiedział Człowiek, po czym przysiadł na wydmie i w ciszy patrzył z nią na zachodzące słońce, słuchał muzyki nadciągającej nocy. - Jakie to piękne - powiedział i przymknął oczy. Widziała, jak pod powieką zbierają się wszystkie zachwyty, wzruszenia i emocje, by zawisnąć w najczystrzej kompozycji na drgających rzęsach. Bezszelestna rapsodia łez spłynęła na jej ciało. Pełna zdziwienia spostrzegła, że ma korzenie, które zapuszcza delikatnie we wrażliwość Człowieka. Tej nocy rozkwitła.

*  *  *

NiePrzeciętna ma w sobie całą paletę oschłości, ale wiem, że  rozkwita w niej niewyobrażalna wrażliwość.  Dziś daję jej RóżęJerychońską z nadzieją, że w swojej podróży spotka jeszcze wiele Człowieczeństwa.



wtorek, 21 maja 2013

BezPowrotny

Kolejny odcinek czasu przetoczył się koleinami. W natłoku rzeczy pilnych i pilniejszych nie zauważyłam nawet, czy kwitna jeszcze bzy, czy wiatr ma jeszcze zapach świeżej zieleni, czy słońce prześwieca przez pasma rozwianych włosów... Umknęło tyle fotografii. Tak wiele istotnych spraw nie zwróciło mojej uwagi... Wśrod zgiełku usłyszałam tylko wyczekiwane imię, imię NieObecności. BezPowrotny.

*  *   *

Zbliża się CzasOszacowywaniaFarów. Tyry stały się nerwowe i na siłę próbują dopasować realia do papierowych wyznaczników PolitykiSchematu. Zaczęły się nurzące i całkowicie wyzbyte jakiejkolwiek logiki zgromadzenia, przesycone obłudą i pozorami. Znów wszelkimi siłami Tyry usiłują nadać Nibom jakis kierunek, podczas gdy te, niczym oślizłe, gładkie otoczaki wyślizgują się i trwają w swojej tępej ignorancji. Patrzę na tę bezsensowną grę, na budowane na fundamentach pozorów poczucie wyższości, na wymalowane na twarzach karykaturalne rysy mądrości i... nie mogę uwierzyć, że także uczestniczę w tym rozdaniu, że jestem jednym z tych beznadziejnych graczy, których wygrana jest czystą groteską , a przegrana farsą. Gdyby nie to, że cała PolitykaSchematu ma rys mocno absurdalny, mogłabym uznać, że moja rola-Tyra jest daleko tragiczna, wręcz zalatuje hamletyzmem. Tkwię w ograniczeniach schematyzacji, na każdym kroku zmuszana do sekcji kolejnego Niba, roztkliwiania się nad sensem jego bezrefleksyjnych poczynań, podczas gdy moje jestestwo jest w pełni świadome bezsensu tych poczynań. Każdego dnia szukam ścieżek kreatyzacji i próbuję nimi poprowadzić kolejne Fary, przeistaczam jakąś część Kryształu w działanie,  uzyskując w efekcie karykaturalnie zniekształcone myśli i satyrycznie bezrefleksyjne działania. Wpisuję się w tę przedziwną komedię, z całą świadomością  tragizmu i celnie wymierzonym ostrzem autocynizmu - żałosny DonKichote, który mimo, iż widzi umorusaną twarz prostaczki, wiciąż wierzy w Dulcyneę...

*  *  *

Mimo przetaczających sie przez DolinęMgieł zdarzeń, pęknięta Iskra wciąż krwawi. Nadal tkwi w Krysztale niczym cierń, przypominając o sobie bolącą NieObecnością. Zatopiona w lawinie spraw, popychana przez tryby kosmicznego zegara ku kolejnym dniom, wciąż oglądam sie za siebie, w nadziei, że zobaczę na horyzoncie zarys sylwetki BezPowrotnego. Długo nie wiedziałam, jak nazwać KryształowąDuszę, która w zderzeniu z moją, pozostawiła tak głęboki ślad. Nie wiem, dlaczego mimo przesypującego się piasku w klepsydrze WielkiegoCynika, nie mogę wydrzeć spod rzęs szkiców jego usmiechu, prowokującego spojrzenia. Myśli ulatują do niego niczym wyszkolone sokoły, szybują wśród obłoków retorycznych pytań wypatrując jego ścieżek. Nie wiem, co takiego jest w tej NieObecności, w spotkaniu BezPowrotnego, że nie mogę się uwolnić od spoglądania w stronę, w która odszedł, od wyczekiwania na znak spośród Mgieł. Gdy staję oko w oko z WielkimCynikiem, proszę o siłę dla BezPowrotnego, bo czuję, że jest mu niezbędna. Choć nigdy nie otworzył przede mną swoich wnętrz, gdzieś głęboko w Krysztale czuję, że potrzebuje tej dziwnej, odległej obecności, aby przejść przez swój kawałek DolinyMgieł. To zadziwiające, jak bardzo nie daje mi to wszystko spokoju, jak głęboko siedzi we mnie to SpotkanieNieWPorę, jak mocno odczuwam pęknięta Iskrę. Chociaż codzienność zasypuje mnie zdarzeniami, od czasu do czasu,  nieoczekiwanie, odzywa się wspomnienie BezPowrotnego, jakby ściągał moja intuicję myślami,  zupełnie jakbym słyszała jego wołanie... Wiem, że już nigdy nie powróci.

*  *  *

Anioły. Pojawiają się nagle. Zapisują w duszy kilka ważnych zdań, pozostawiają w oczach niezatarte obrazy, rozpętują huragany myśli i uczuć. Przychodzą, by wskazać drogę. Zatrzymać. Otworzyć duszę.  Odchodzą cicho. Nagle. Nigdy nie wracają, ale ich obecność na zawsze zostaje. Może to był kolejny? BezPowrotny.

poniedziałek, 20 maja 2013

Metamorfozy

Wyszłam w Ciemność. Zanurzyłam się w bezpieczną miękkość Nocy, by znów przeżyć Metamorfozę. Zapach bzów owinąl się wokół każdego kryształowego szlifu niczym delikatna poranna mgiełka ponad wodami. Krystaliczny głos słowików odbił się echem w opustoszałych przestrzeniach Kryształu budząc w pamięci obrazy poetyckich metafor Wilde'a. Ciało stało się szklaną amforą, w którą wlał się srebrzysty poblask Luny, prześwietlając je do granic wytrzymałości. Oddech księżyca zaczął delikatnie pulsować w żyłach napełnionych gwiezdnym pyłem, lekkim i podatnym na najdelikatniejsze drganie serca. W takich chwilach przynależność do świata materii wydaje się jeszcze bardziej absurdalna niż zazwyczaj, a cielesność traci rację bytu. Nie ma granic. Nie ma form. Cała staję się Kryształem, niezwykłym boskim ziarnem Idei, elementem doskonałej układanki, w której wspólistnieją harmonijnie wszystkie okruchy wszechświata. Przez pulsujące jestestwo przetaczają się emocje w najczystszej i najdoskonalszej postaci, uczucia, które nie mają nazw w językach DolinyMgieł. Są niczym niepowtarzalne perfumy. Niby złożone ze znanych emocjonalnych nut, a jednak dobrane w tajemniczych proporcjach tworzą unikatowe kompozycje.

Doświadczenie takich stanów jest cudownym przeżyciem, niejako dotknięciem Absolutu, całkowitą Wolnością i Zachwytem w jednym, Miłościa i Tęsknotą, Bólem i Euforią, swoistym Katharsis. Wydaje mi się, że jest to część dziedzictwa Kryształu, ale nie mam pewności. Nie wiem, czy inne KryształoweDusze doświadczają takich astralnych Metamorfoz, czy w DolinieMgieł istnieje ktokolwiek, kto umiałby zrozumieć takie doznania, czy możliwe jest współodczuwanie tych stanów?

Metamorfozy, mimo swej niezwykłości i piękna,  przepełnione są jednak cieniem. Głębokim poczuciem osamotnienia, tęsknoty i niemożności współudziału. Czasem zastanawiam się, czy te chwile, gdy dane jest doznać uczuć w najczystszej postaci, nie odgradzaja mnie od innych istot, nie zmuszają do poszukiwania w DolinieMgieł relacji idealnych i przesyconych tą boską siłą. To by tłumaczyło ciągłą, irracjonalną pogoń za czymś nieuchwytnym, być może nieistniejącym. Wyjaśniałoby także, dlaczego nie potrafię wzorem Fozów zadowolić się namiastką szczęścia, miłością, która nie wybucha rozbłyskami Iskier, ale jest stabilnym poczuciem bezpieczeństwa, wolnością ograniczoną powinnościami. W Krysztale wciąż pulsuje niezaspokojone pragnienie doznań absolutnych.

















niedziela, 19 maja 2013

WyCiszenie

Wraz z PorąPowrotuPtaków poszybowałam na Pól-noc obleczona w kostium Tyra. Te dwa porządki jednak ze sobą nie współistnieją, nie współgrają ze sobą rozbłyski Kryształu i ciasne ramy PolitykiSchematu. Raz po raz szukalam szczelin w chitynowym pancerzu Tyra, by wydostać się z krępujacego gorsetu powinności i wchłonąc w Kryształ jak najwięcej energii zachwytów, które pozwola mi przetrwać CzasZagubienia.

Podążałam na Pół-noc z Kryształem obleczonym lekkim woalem Mgieł, które wypełzły z bagnistej mazi minionych zdarzeń. Podjete kiedys decyzje, pęknieta gdzieś w głębi Kryształu Iskra dawnej rzeczywistości, wciąż sącząca się strużka Żalu, niezagojona Strata. Spojrzenie na obcą drogę, która mogła być moją - stabilną i taką schematycznie fozią - przyciągnęło Mgły i wzmogło poczucie CzasuZagubienia. Posiadanie Kryształu to cudowna rzecz, jego pulsowanie, iskrzenie i wielowymiarowość. Nie da się opisać feerii doznań, emocji, wzruszeń, które stają się udziałem KryształowychDusz, nie można określić kolorytu obrazów, dźwieków, słów, które odbierac można przez pryzmat tej wrażliwości, ale za bycie Kryształem płaci się ogromną cenę. Są chwile, gdy mam ochotę wyrwać ten Blask i roztrzaskać go o kamienie, być zwykłym Fozem i wiedzieć, co jest moim celem. Iść twardymi duktami, a nie łapać równowagę w Skrzydła stąpając po linie ponad rzeczywistością. Wierzyć, że DolinaMgieł kończy się we mnie, a nie wciąż starać się dotrzeć za horyzont. Bycie Kryształem to ciągły Niepokój. To Samotność wśród tłumu. To poczucie bycia innym, niezrozumiałym, obcym. To ciągłe poszukiwanie Ideału, doświadczanie rozbłysków Szczęścia bez możliwości zobaczenia ciągłości jego światła. To nieograniczona Wolność, która staje się więzieniem.

*  *  *

Pół-noc dała mi Zatrzymania. Zapach świeżo skoszonej przestrzeni, niezwykła struktura zamknietych w dłoni ziaren piasku, smak słonego wiatru, ciepło rozgrzanego słońcem głazu, szelest rozwiewanych wiatrem włosów... Cisza. Pustka. Pulsowanie wszechświata odczuwalne w każdym szlifie Kryształu. I łagodne spojrzenie WielkiegoCynika gdzieś poza rozgwieżdżonym niebem, Jego namacalna obecność w szumie fal, miękkości piasku, w szeleście młodych liści. Żywioły wody, wiatru, słońca i ziemi zogniskowane w Krysztale, kumulujące swój blask w jego przestrzeniach. Ulotne chwile. Czyjeś spojrzenie, słowo, gest - łagodne, współistniejące, dyskretne...

CzasZagubienia przeminął, uspokoiły się we mnie burze. Długie, pełne równowagi rozmowy z WielkimCynikiem i wsłuchiwanie się w Jego odpowiedzi, zamkniete w szyfrze banalnych zjawisk i wydarzeń, pozwoliły poukładać rzeczywistość na tyle, by móc wrócić i dalej wędrować przez DolinęMgieł, by z pokorą znosić kolejne pomysły WielkiegoCynika i ufać Mu, że wie, co robi.



*  *  *

Pół-noc nie wymazała ze mnie obrazu NieZaistniałego, choć miałam nadzieję, że ten szkic zatraci się w wielości doznań. Spokojne, mądre spojrzenie oczu, których koloru nie umiem określić, pojedyncze frazy zatrzymane na kartach pamięci, jakiś rodzaj wewnętrznej wrażliwości, który wyczuwam podświadomie - to wszystko sprawia, że nie potrafię się uwolnić od tej NieObecności. Racjonalne dyskusje z Kryształem, oddzielenie, które przyniosła Pół-noc, zbudowały bezpieczny,  bolesny dystans. Poszukiwanie Sensu przewartościowało emocje i teraz łatwiej nie wchodzić w budowane pół-świadomie relacje. Wiem jednak, że NieZaistniały utkwił niczym drzazga w Krysztale i będzie go poruszał swoim istnieniem, niezależnie od mojej woli...