mgły

mgły

czwartek, 23 maja 2013

PustynnaPrzypowieść

*  *  *

Zawsze kochała Pustynię. Ogromna, pozornie jednolita przestrzeń obdarowywała ją tym, co w zgiełkliwym świecie najcenniejsze - milczeniem, bezgraniczną wolnością horyzontu, tajemnicą wielkości ziarna piasku ukrytą gdzieś w bezmiarze jednolitych odcieni, symfoniczną muzyką, skomponowaną z odgłosów galaktyk zawieszanych nocą na nieboskłonie. Wystarczyło tylko spojrzeć w górę. Wystarczyło oderwać wzrok od monotoni piasku. Wystarczyło zamknąć oczy i słuchać...

Każdego dnia rozpoczynała nową, całkowicie spontaniczną podróż, ku miejscom znanym tylko gorącym wiatrom, gdzie nie dotarł jeszcze żaden wędrowiec, gdzie nie zawędrował niczyj wzrok. Nie zastanawiała się, dokąd poniesie ją powiew życia następnego dnia, kogo spotka na swojej drodze. Brak korzeni daje tyle możliwości! Nigdzie nie trzeba zostawać zbyt długo, nie obrasta się zobowiązaniami, jest się tylko przechodniem, przelotnym wrażeniem pozostawionym przypadkowym spotkaniom.

A spotkań było mnóstwo, gdyż wbrew powszechnym przekonaniom Pustynia tętni życiem. Poznawała Wielbłądy wpatrzone w jeden punkt horyzontu, przemierzające czas wydeptanymi mozolnie ścieżkami. Nie bardzo rozumiała ich realizm, ich jednolity chód w stronę celu i ogromne garby obowiązków, z którymi nie mogły się rozstać. Spotkania z nimi nie były bezpieczne. Wielkie zwierzęta przeważnie nie dostrzegały jej drobnej postury i nie patrząc pod nogi potrącały ją, deptały lub wciskały w piasek.

Poznawała Jaszczurki, których filozofii równiez nie mogła pojąć. Jedne stały w bezruchu, zachwycone tym, iż nie muszą wykonać ani jednego kroku, całkowicie obojętne na to, co rozgrywa się poza ich trwaniem. Nie umiała zrozumieć ich ignorancji i tępego, matowego spojrzenia. Kiedy z nimi rozmawiała, mówiły, że wszystko już wiedzą, że ich doświadczenie ograniczone do tego, co mogły omieść wzrokiem jest całkowicie wystarczające. Nie wierzyły jej, że każda wydma ma swoją tajemnicę, że gdzieś kończy się Pustynia i zaczynają się inne światy. - To głupie - mawiały - Po co poznawać coś, co się nie przydaje w trwaniu?

Inne Jaszczurki pędziły przed siebie, nie widząc nic oprócz piasku. Ich świat miał jedną fakturę i jeden kolor. W ciągłym biegu nie dostrzegały nic poza upływem czasu. Gdy zatrzymywały się przy niej, przestepowały nerwowo z nóżki na nóżkę, gotowe w każdej chwili ruszyć dalej w gonitwę. Za czym? Nie miała pojęcia.

Znała też Palmy, wiecznie zielone, mocno zakorzenione w ruchomym podłożu. Podziwiała ich wewnętrzny spokój i siłę tworzenia oaz. Kołysały się na wietrze szczęśliwe, że mogą być pożyteczne, że ich życie ma sens. Nie potrzebowały odkrywania horyzontów ani podziwiania tajemnic pustyni. Całą swoją uwagę koncentrowały na powtarzalnej codzienności, na uczestnictwie w nieprzerwanym kręgu życia. Wyrastały z nasion z jasno określonym celem - pragnęły tylko ukorzenienia. Lubiła Palmy, ale także z nimi nie łączyła ją całkowita nić porozumienia. Bo jak mogła im wytłumaczyć, że można żyć bez korzeni?

Spotykała na swoich wietrznych drogach także inne istoty, ale dla wszystkich była tylko małym kłębkiem trawy miotanym przez wiatr. Jej wygląd był tak niepozorny, że nikt nie zwracał na nią uwagi. Bardzo często przechodzili obok niej obojętnie, gdyż nie dostrzegali jej istnienia na tle pustynnej kolorystyki. Tak, wtapiała się swoją zwyczajnością w przestrzeń, stawała częścia tła, istnieniem niewartym uwagi. By przetrwać nieżyczliwy klimat Pustyni i móc odkrywać jej prawdę, przybrała barwę szarości, zwinęla się w małą kulkę zwyczajności, którą bez trudu mógł popchnąć najlżejszy podmuch. Pozbyła się bagażu niepotrzebnego blichtru, zasuszyła wrażliwość i stała się silna. Tak, była najsilniejszą z pustynnych istot. Potrafiła się wynurzyć z piasku po tym, jak jakiś nieostrożny Wielbłąd wdeptał ją w podłoże, potrafiła lekko uciec przed pustynną burzą, potrafiła przetrwać palące słońce porażek, podczas gdy Palmy umierały. Jej zasuszone serce pozwalało pokochać pustynną samotność i nie płakało z tęsknoty za porozumieniem z innymi istotami. Analitycznie zasuszała doświadczenia, wrażenia i emocje, pełna pewności, że kiedyś rozkwitną.

Pewnego bezwietrznego wieczoru słuchała muzyki wydm, wtulona w miękkość piasku. Czyjeś kroki wkomponowały się w ciszę tak doskonale, że nie zauważyła momentu spotkania. Gdy otworzyła oczy, stała już przed nią istota zupełnie niepodobna do innych mieszkańców pustyni - słaba i nieprzystosowana do surowego klimatu. Człowiek. Nie zachowywał się jednak tak, jak inni ludzie, których widywała. Patrzył na nią otwartymi oczami pełnymi wzroku, jakby widział coś więcej. Pochylił się nad nią i ujął w dłonie jej lekkość, delikatnie jak najcenniejszy skarb. Skuliła się w sobie jeszcze bardziej. - Nie bój się - powiedział Człowiek, po czym przysiadł na wydmie i w ciszy patrzył z nią na zachodzące słońce, słuchał muzyki nadciągającej nocy. - Jakie to piękne - powiedział i przymknął oczy. Widziała, jak pod powieką zbierają się wszystkie zachwyty, wzruszenia i emocje, by zawisnąć w najczystrzej kompozycji na drgających rzęsach. Bezszelestna rapsodia łez spłynęła na jej ciało. Pełna zdziwienia spostrzegła, że ma korzenie, które zapuszcza delikatnie we wrażliwość Człowieka. Tej nocy rozkwitła.

*  *  *

NiePrzeciętna ma w sobie całą paletę oschłości, ale wiem, że  rozkwita w niej niewyobrażalna wrażliwość.  Dziś daję jej RóżęJerychońską z nadzieją, że w swojej podróży spotka jeszcze wiele Człowieczeństwa.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz