Kolejny odcinek czasu przetoczył się koleinami. W natłoku rzeczy pilnych i pilniejszych nie zauważyłam nawet, czy kwitna jeszcze bzy, czy wiatr ma jeszcze zapach świeżej zieleni, czy słońce prześwieca przez pasma rozwianych włosów... Umknęło tyle fotografii. Tak wiele istotnych spraw nie zwróciło mojej uwagi... Wśrod zgiełku usłyszałam tylko wyczekiwane imię, imię NieObecności. BezPowrotny.
* * *
Zbliża się CzasOszacowywaniaFarów. Tyry stały się nerwowe i na siłę próbują dopasować realia do papierowych wyznaczników PolitykiSchematu. Zaczęły się nurzące i całkowicie wyzbyte jakiejkolwiek logiki zgromadzenia, przesycone obłudą i pozorami. Znów wszelkimi siłami Tyry usiłują nadać Nibom jakis kierunek, podczas gdy te, niczym oślizłe, gładkie otoczaki wyślizgują się i trwają w swojej tępej ignorancji. Patrzę na tę bezsensowną grę, na budowane na fundamentach pozorów poczucie wyższości, na wymalowane na twarzach karykaturalne rysy mądrości i... nie mogę uwierzyć, że także uczestniczę w tym rozdaniu, że jestem jednym z tych beznadziejnych graczy, których wygrana jest czystą groteską , a przegrana farsą. Gdyby nie to, że cała PolitykaSchematu ma rys mocno absurdalny, mogłabym uznać, że moja rola-Tyra jest daleko tragiczna, wręcz zalatuje hamletyzmem. Tkwię w ograniczeniach schematyzacji, na każdym kroku zmuszana do sekcji kolejnego Niba, roztkliwiania się nad sensem jego bezrefleksyjnych poczynań, podczas gdy moje jestestwo jest w pełni świadome bezsensu tych poczynań. Każdego dnia szukam ścieżek kreatyzacji i próbuję nimi poprowadzić kolejne Fary, przeistaczam jakąś część Kryształu w działanie, uzyskując w efekcie karykaturalnie zniekształcone myśli i satyrycznie bezrefleksyjne działania. Wpisuję się w tę przedziwną komedię, z całą świadomością tragizmu i celnie wymierzonym ostrzem autocynizmu - żałosny DonKichote, który mimo, iż widzi umorusaną twarz prostaczki, wiciąż wierzy w Dulcyneę...
* * *
Mimo przetaczających sie przez DolinęMgieł zdarzeń, pęknięta Iskra wciąż krwawi. Nadal tkwi w Krysztale niczym cierń, przypominając o sobie bolącą NieObecnością. Zatopiona w lawinie spraw, popychana przez tryby kosmicznego zegara ku kolejnym dniom, wciąż oglądam sie za siebie, w nadziei, że zobaczę na horyzoncie zarys sylwetki BezPowrotnego. Długo nie wiedziałam, jak nazwać KryształowąDuszę, która w zderzeniu z moją, pozostawiła tak głęboki ślad. Nie wiem, dlaczego mimo przesypującego się piasku w klepsydrze WielkiegoCynika, nie mogę wydrzeć spod rzęs szkiców jego usmiechu, prowokującego spojrzenia. Myśli ulatują do niego niczym wyszkolone sokoły, szybują wśród obłoków retorycznych pytań wypatrując jego ścieżek. Nie wiem, co takiego jest w tej NieObecności, w spotkaniu BezPowrotnego, że nie mogę się uwolnić od spoglądania w stronę, w która odszedł, od wyczekiwania na znak spośród Mgieł. Gdy staję oko w oko z WielkimCynikiem, proszę o siłę dla BezPowrotnego, bo czuję, że jest mu niezbędna. Choć nigdy nie otworzył przede mną swoich wnętrz, gdzieś głęboko w Krysztale czuję, że potrzebuje tej dziwnej, odległej obecności, aby przejść przez swój kawałek DolinyMgieł. To zadziwiające, jak bardzo nie daje mi to wszystko spokoju, jak głęboko siedzi we mnie to SpotkanieNieWPorę, jak mocno odczuwam pęknięta Iskrę. Chociaż codzienność zasypuje mnie zdarzeniami, od czasu do czasu, nieoczekiwanie, odzywa się wspomnienie BezPowrotnego, jakby ściągał moja intuicję myślami, zupełnie jakbym słyszała jego wołanie... Wiem, że już nigdy nie powróci.
* * *
Anioły. Pojawiają się nagle. Zapisują w duszy kilka ważnych zdań, pozostawiają w oczach niezatarte obrazy, rozpętują huragany myśli i uczuć. Przychodzą, by wskazać drogę. Zatrzymać. Otworzyć duszę. Odchodzą cicho. Nagle. Nigdy nie wracają, ale ich obecność na zawsze zostaje. Może to był kolejny? BezPowrotny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz