Wychodzę w gwarny mrok zamknięty w akwarium kamienic. Cienie Fozów przesuwają się płynnie po nierównym ekranie bruku wystukując swój codzienny pośpiech rytmem kroków. Oddech nie niknie w bezpowrotach powietrza, lecz zawiesza się parą wokół ust. Pora PowrotówPtaków jeszcze nie nadciągnęła nad DolinęMgieł.
Napełniona Słowem podnoszę wzrok i wędruję refleksją ponad głowami Fozów. NiePrzeciętna ma rację – dopiero tam robi się ciekawie. Idę przez wieczorny labirynt, podążąm zarysami polichromii, płaskorzeźb, stiuków, gzymsów, portali poprzez NieodkryteMiasto – niewidzialną metropolię Słów, Dźwięków, Obrazów. Przed zadziwionymi oczami otwiera się księga niedostrzeżonych drobiazgów.
Jeszcze tętni we mnie wspomnienie spotkania z ArchitektemMetafor, pełne niuansów i Zatrzymań. Dźwięki muzyki osuwające się po miękkości aksamitnych kotar, stare, magicznie skrzypiące schody, stylowe wnętrze starej kamienicy wypełnione zapachem zakurzonych ksiąg. I najważniejsze – Słowa. Słowa spontaniczne – Słowa kurtuazyjne – Słowa skonstruowane – Słowa przemyślane. I wreszcie te, które wnikają osmotycznie w Kryształ i rozjaśniają go całym widmem wzruszeń.
ArchitektaMetafor znam sprzed CzasuMgieł, gdy Słowa były we mnie i potrafiłam tworzyć z nich światy. To On zauważył ich lekki poblask, przyjrzał się rachitycznym konstrukcjom i dostrzegł w nieporadnych splotach sens. Potrafił zatrzymać myśl wokół słowa, rozbudzić refleksję nad metamorfozami rzeczywistości, włożyć w dłonie okruch sztuki i otworzyć szerzej oczy. Czasem przyglądałam mu się z niedowierzaniem, gdy wbrew wszelkiej logice galopował na swojej idei niczym Don Kichote i w starciu z żelaznymi prawami świata Fozów triumfował. Gdy po kolei odpadali jego towarzysze, pożarci przez racjonalizm i zasady Fozów, on wciąż rozniecał blaski Słów, wciąż znajdował dla nich nowe, szersze konteksty, by błysnąć światłem po oczach przechodniom.
Wiem, że ArchitektMetafor i tamto SpotkanieOCzasie ochroniło mnie przed Mgłami i dało przestrzeń nie tylko dla Słów, lecz także dla wędrujących w Krysztale Iskier, które raz po raz rozniecały jakieś spotkania, czyjaś myśl, przyszpilony do karki papieru tekst. Pomiędzy kartami pamięci leży wiele takich chwil i wiem, że zawdzięczam je ArchitektowiMetafor. Jest tam także zasuszone poczucie sensu, które mi podarował, gdy wszyscy wokół pukali się znacząco w czoło, patrząc, jak próbuję układać Słowa w mozaiki nowych znaczeń.
Słowa „Sekretów życia” przepłynęły przez Kryształ kolejny raz, poruszając Strunę następną dawką refleksji i przeżyć. Chyba potrzebowałam CzasuMgieł, by odkryć nowe pokłady znaczeń i docenić Prawdę przechowaną pomiędzy wersami. Patrzyłam na twarze zaczarowane Słowami, które pospinał w poemat i zrozumiałam, że dostrzegam to, co było niedostrzeżone – prawdziwą wielkość ArchitektaMetafor, oderwaną od pogmatwanej osobowości, daleką od podgniłego światka SłowoPisów, wyrwaną z happeningowej egopromocji. Jego Słowa docierają do najciemniejszych zakamarków Kryształu. Niosą światło.
* * *
są epoki, które nie istnieją
są chwile, które trwają wiecznie
ArchitektMetafor – Juliusz Eramz Bolek.
* * *
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz