TakTrzeba ucieleśnia się w idealnie przystrojonych choinkach, na których nie wypada wieszać niemodnych ozdób po Dziadku, w błyszczących prezentach odhaczanych z listy, bez chwili refleksji nad adresatem, w karpiach i pierogach przygotowywanych obcymi rękoma. TakTrzeba musi być perfekcyjne, choć żaden Foz nie wie dlaczego i z typową dla siebie nonszalancją omija niewygodną refleksję brnąc w sztuczny śnieg rozsypany po wystawach. TakTrzeba nie obejmuje genialnego solo na trąbce, granego zziębnietymi palcami przez ulicznego muzyka. Staję. Świetlista smuga melodii wędruje między Fozami, płynnie i lekko niczym dym na jesieni. Fozy brodzą w nim bezwiednie, głuche na CzasZatrzymania rozwieszony pomiędzy nutami CichejNocy. W futerale kładę monetę, proste „dziękuję”. Unoszę wzrok i widzę brązowe spojrzenie przepełnione ŚwiatłemKryształu. Blask rozszczepia się na nierównych krawędziach, migocze… Zaczął padać śnieg… Odchodzę w swoją opowieść otulona szalem z muzyki, światła i śniegu.
Wśród tłumu wędruje biała postać ze skrzydłami, ale gdy się odwraca widzę zmarzniętego Foza z dzwonkiem i koszem opłatków na sprzedaż, przypominającego innym Fozom, że TakTrzeba. TakTrzeba ma tym razem twarz chorego dziecka spoglądającego z fotografii zawieszonej pod transparentem „pomóż”. AniołoFoz ma niezwykłą moc, bo nieliczne Fozy przystają przy nim, by poczuć się lepszymi niż są, zademonstrować pożądaną w CzasZatrzymania wrażliwość. Pod wpływem nieuważnego ruchu z kosza wypada opłatek i ląduje w śnieżnej brei, tuż pod nogami jakiegoś Foza, który wydłuża krok, by nie nadepnąć przedmiotu i idzie dalej. AniołoFoz udaje, że nie zauważył zguby, choć chwilę wcześniej wykonał serię ruchów, próbując schwycić upadający celofan. Mokry opłatek leży w błocie, a Fozy biegną w swoim kołowrotku wokół niego. Przechodząc podnoszę go z ziemi, a AniołoFoz gestem pokazuje mi, że go nie chce. Chyba nie rozumie, dlaczego podchodzę do trawnika i kruszę opłatek przed zziębnięte gołębie. Po chwili pojawiają się wróble, ze swoim wesołym świergotaniem. Przypominają mi się Słowa z książki Wańkowicza, o tym, jak do Warszawy po wojnie wracało życie. Pierwsze były wróble. AniołoFoz dalej nie rozumie. Tego nie obejmuje TakTrzeba.
* * *
WielkaNiewiadoma wysłała mi wiadomość. Tym razem to ona zrobiła krok w moim kierunku, przypominając, że nasze spotkanie może się odbyć także z Jej inicjatywy. Nie boję się.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz