mgły

mgły

poniedziałek, 17 grudnia 2012

Przejaśnienia

Mgły się przyczaiły. Z wrodzonym  sprytem wpełzły w zakamarki sobie tylko znanych szczelin czasu. Nie oblepiają horyzontu. Nie oplatają myśli. Nie ziębia ciała lodowatym dotykiem. Naiwnie można by było sądzić, że odeszły, ale wiem, że to nieprawda. Przyczajone i niewidoczne obserwują i czekają na odpowiedni moment, by kolejny raz zamknąć świadomość w szklanej pułapce, by wyziębić wszystkie emocje i sprowadzić je do wspólnego mianownika  paranoicznego lęku. Mgły są przebiegłe...

*   *   *
Pomiędzy wydarzeniami powoli porozpinał się krystaliczny Spokój, nieskażony smugami Mgieł. Jego spiżowa siła napędza godziny, pozwala czuć sens w bezdennie idiotycznych czynnościach codzienności. Coraz łatwiej utrzymać równowagę na cienkiej sinusoidzie rzeczywistości i usłyszeć szmer przebiegających przez Kryształ Iskier, których lśniąca obecność staje się  bardziej odczuwalna. Na szlifach Kryształu zatrzymują się zdarzenia, drobinki rzeczywistości uderzają w niego delikatnie, niczym ziarna piasku i pobudzają do pulsacyjnych rozbłysków . Zastygle we Mgle struny wrażliwości drgają niezauważalnie, budząc Kryształ do życia. 
Wydarzenia nie płyną spowite mgłą, nierozpoznawalnie identyczne. Zatrzymują się w fotograficznych ujęciach i pozwalają rozsmakowywać się detalami. Szum, pośpiech, tłum Fozów i nagle...błysk...Nuta za nutą na Kryształ opada deszcz znajomych dźwięków. Przejmujące solo trąbki roznieca Iskry, zawisa w przestrzeniach serca. Wszystko zamiera, pustoszeje. Nie ma juz Fozów, pośpiechu, zmęczenia. W przestrzeni Kryształu jest tylko ta muzyka i blask zrodzony ze wzruszeń.
*  *  *
Wychodzę w noc. Na skórze mam jeszcze nieistotny dotyk, a pod powiekami obraz splecionych dłoni, spojrzenie aż po dno duszy. Zatraca znaczenie postać po drugiej stronie wspomnienia. Rozmywa się kontekst. Kryształ pulsuje od metafor i niedomówień. Całe jego wnętrze wypełnia ulotność chwili, przesyconej subtelnością. Patrzę w niebo. Na krawędziach rzęs przysiadają gwiazdy.
*  *  *
Przestrzeń nasycona słowami - nieistotna kakofonia dźwięków, czyjeś pytanie, jakas odpowiedź, historia, żart. Kolejne wyrazy płyną nieprzerwanym strumieniem, bez znaczenia. Wśród zgiełku pada słowo - nic ważnego, refleksja niczym kamień rzucona w ocean zdań. We mnie nie ma już gwaru, nie ma wokół bezsensownie rozrzuconych znaczeń. Słowo zapada w Kryształ, uwalnia myśli, uderza w emocje. Zatrzymuję się w biegu i patrzę, jak jedno słowo rozchodzi się kręgami po oceanie, by po chwili nie zostawic po sobie śladu w rozedrganej rzeczywistości. Patrzę na usta, które uwolniły słowo, na oczy, których nie pojmuję, na twarz, której nie znam...Nie wiem, czy rozumiem. I nie potrzebuję wiedzieć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz