Znów zsuwam się w głębiny, bezskutecznie próbując wbić pazury w otaczające mnie szkło. Zapadam się wciąż niżej, ciągnięta w dół przez mroczne grzęzawiska Mgieł. Brak sił doskwiera coraz bardziej i coraz wyraźniejsza staje się świadomość zapadania w obojętność doznań. Każda sekunda oblepiona chłodem i rozciągnięta między pasmami Mgieł zdaje się nie mieć końca. Ciąży jak bezkresny ołowiany łańcuch i ściąga resztki jaźni w bezkresny letarg.
Mgły wciskają się w żyły niczym kurara. Paraliżują wszystkie zmysły, odbierają doznania i hibernują puls emocji. Krajobraz rozmywa się przed oczami, kolory rozmazują się, by w końcu spłynąć i zaschnąć na źrenicach jednostajną szarością. Wszystko przestaje istnieć. W półśnie- nieistnieniu próbuję jak zwierzę schować się przed oplatającą gardło Mgłą. Ale przed nią nie ma ucieczki. Chyba że na zawsze porzuci się DolinęMgieł i świadomie otworzy drogę w WielkąNiewiadomą.
Zawsze, gdy przychodzi SzklistaMgła, zastanawiam się, czy to już TERAZ. Czy ten wyrafinowany kat tym razem doprowadzi mnie pod drzwi i położę dłoń na klamce na drugą stronę czasu. Wiem, że to nastąpi. Wiem, że nie mam szans uciec Mgłom i odzyskać Światło w swoim Krysztale. Nie wiem tylko, kiedy Mgła wyssie ze mnie wszystko i przestanie mnie tu trzymać ostatnia Iskra.
Mgły są doskonałe. Wyrafinowane w swoim sadyzmie. Dopadają swoją ofiarę i znęcają się nad nią do utraty zmysłów, do obłędu między paranoiczną bezsennością a histerycznym snem. Gdy już ciało sparaliżowane mglistą kurarą oddziela się od świadomości, kiedy powieki są zbyt ciężkie, aby chcieć otworzyć oczy, Mgły się rozrzedzają i pozwalają kilku promieniom ogrzać zmasakrowane bólem istnienie. Łaskawie godzą się, by ofiara odzyskała trochę sił, by móc wytrzymać kolejną dawkę wyrafinowanego sadyzmu.
Fozy nie są w stanie zrozumieć siły Mgieł. Wydaje im się, że można rozdmuchać je opowieściami, że można trzymać je z daleka, okrywszy się farmakologicznym pseudoszczęsciem. Sądzą, że siła woli i tzw. pozytywne myślenie są antidotum na powtarzające się dawki mglistej kurary. Nie rozumieją. I odmawiają ofiarom Mgieł łagodnego przejścia w WielkąNiewiadomą z wyboru. Zasłaniają się frazesami moralności, prawem WielkiegoCynika. Ktoś, kto choć raz był we Mgle, wie, że trwanie w niej, powtarzające się odcinki czasu naznaczone paraliżem i bólem, są tysiąckroć gorsze niż podważenie praw WielkiegoCynika. Istnienie od koszmaru do koszmaru, bez nadziei na przebudzenie jest straszniejsze niż bezpowrotne wtulenie twarzy w WielkąNiewiadomą.
Gdy cierpi zwierzę, po prostu pozwala się mu zasnąć. Kryształowych zostawia się w Mglistym koszmarze, czeka, aż wszystko zgnije w ich wnętrzu i sami wejdą w WielkąNiewiadomą w ostatnim desperackim spazmie bólu. Bez możliwości wyboru. Bez godności, którą daje Sen. A wszystko w imię cynicznej ideologii i pustych haseł o uszlachetniającej mocy cierpienia. Ono niczego ani nikogo nie uszlachetnia. Odbiera tylko resztki godności.
* * *
"Samobójstwo, jeżeli tak się stanie, popełnię przecież z miłości do życia, a nie do śmierci. To będzie akt wierności, a nie zdrady."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz