mgły

mgły

poniedziałek, 31 stycznia 2011

PoraPożegnań

Nastały długie i gęste warkocze  Mgieł, nieskazitelne w swojej szarości, wilgotne i przenikliwie zimne. Swoimi wężowymi językami otulały ściśle wszystkie ciała, spowijając je szczelnym kombinezonem nieprzyjemnej aury. Powietrze stało się gęste i ciężkie jak ogromny kopiec termitów, w którym każda istota drążyła ślepe korytarze donikąd, samotne i puste. Na skórze wciąż połyskiwała wyczuwalna powłoka wilgoci, upodabniając Kryształowych do olbrzymich, oślizłych płazów. W atmosferze wyczuwało się swoisty niepokój, połączenie bezsilności, rozpaczy i strachu, które bez trudu splatały się z Mgłą czyniąc ją jeszcze bardziej przytłaczającą.

Fozy zdawały się tego nie dostrzegać. Zawsze zapędzone, w pogoni za błędnymi ognikami, które same wypuszczały w przestrzeń, aby potem ścigac je do utraty tchu. Tak, Fozy były dziwne. Owładnięte manią porządkowania świata i wyznaczania reguł, tworzyły zegary i kalendarze, wyznaczały pory dnia i pory roku, dzieliły świat na równe, malutkie cząstki, by móc go uznać za logiczny i przewidywalny. Podczas, gdy aura w DolinieMgieł przechodziła kolejną metamorfozę, gęstniała i wilgotniała, Fozy z zadowoleniem zdzierały kartki kalendarzy i z uczuciem ulgi odczytywały niepodważalny dogmat daty. Tylko Kryształowi wiedzieli, że coś się zmienia, czuli narastającą siłę Mgieł. Początkowo ulegali jeszcze złudzeniu, że Mgły się lekko rozproszą, że wilgoć przestanie wsiąkać w powietrze jak w gąbkę, że...nie nadejdzie. A jednak nadeszła. Wyjątkowo znienawidzona, przerażająco dusząca, wżerająca się jak trąd w dusze z kryształu - PoraPożegnań.

PoraPożegnań nadchodziła zawsze nagle. Grubymi i nieprzeniknionymi kotarami Mgły odgradzała od siebie KryształoweDusze i osadzała je w samotnych, głuchych korytarzach szarości, wyłożonych idealnie gładką bezsilnością, po której jak po szybie ześlizgiwały się słowa, obrazy, myśli, emocje. Nie dawała szansy na ulotny gest, słowo odczytane z ruchu warg, światło nie przenikało przez jej grube parawany. Bez znieczulenia, z chirurgiczną precyzją oddzielała od siebie Kryształowych, izolując ich istnienia miękkimi ścianami Mgieł.

Tej nocy stałam w pustym korytarzu PoryPożegnań. Przede mną rozpościerała się szara ściana Mgły, za mną ginąl w mroku samotny tunel, pełen kałuż rozpaczy, wypastowany do połysku bezsilnością. Nie miałam wyboru - PoraPożegnań nie daje alternatywy. Wiedziałam, że muszę dalej brnąć w swój korytarz, że nie da się zawrócić, nie da się odnaleźć we Mgłach zagubionych istnień. Ostatni raz obejrzałam się za siebie. Wydawało mi się, że widzę tam cień czarnej eterycznej sylwetki, znany mi ulotny gest na pożegnanie, lekkie spojrzenie. Wydawało mi się. Nie było go już tu. Mnie nie było tam.

PoraPożegnań przeminie. Nawet w DolinieMgieł części czasu przemijają. Pewnego dnia korytarze znikną, Mgła stanie się bardziej przejrzysta, bezsilność zmatowieje, a wilgoć łez osuszą ciepłe wiatry. Tylko w DolinieMgieł nie będzie już KryształowejDuszy, która dała mi odrobinę swojego światła. I nigdy już nie odnajdę do niej drogi. Tylko w moim krysztale, aż po Sen, unosić się będą drobinki światła, które nie pozwolą zapomnieć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz