mgły

mgły

poniedziałek, 31 stycznia 2011

BezImienny

Wyłonił się z ciemności bez zbędnych zapowiedzi. Wyszedł z nocy jakby stanowił integralną część jej aksamitnej, spokojnej powłoki, odznaczył swoją obecność delikatnym konturem eterycznej sylwetki otulonej czernią płaszcza. Początkowo był subtelnym cieniem pojawiającym się to tu, to tam, bez widocznej regularności. Po prostu się pojawiał, po prostu znikał. Rozmywał się we mgle lub wtapiał w noc, z kocią precyzją podążąjąc tylko sobie znanymi ścieżkami słów i myśli.

Konkretyzacja nadeszła nieoczekiwanie, wyrosła z Mgły smukłymi kształtami dłoni zakleszczonymi na zielonej okładce. Długie palce wirtuoza kunsztownie tkały przędzę znaczen i niedomówień, poetyckie makaty emocji. Dłonie subtelnie rozświetlały Mgłę otaczając się ulotnym kurzem blasku, niezwykłą aurą tajemniczego magnetyzmu.

Z cienia wyłoniły się oczy, pełne pejzaży wszechświata. Powierzchownie wydawały się banalnie niebieskie, ale za zasłoną zwyczajności można było dostrzec przecinające je błyski meteorów, roziskrzone komety i gwiezdne mgławice zamyśleń, ogrody kosmosu pilnie strzeżone przez wścibskimi śmiertelnikami. Ukrywał je za kotarą codziennych spojrzeń, w cieniu rzucanym przez cienie drzew.

Gdy pewnej mglistej nocy uchylił bramy rzęs, eteryczny blask rozjaśnił mrok i osmotycznie zaczął wnikać w wygasły kryształ mojej duszy. Bardzo subtelnie pojedyncze okruchy jasności, niczym drobinki kurzu w powietrzu, zaczęły krążyć w misternie oszlifowanych przestrzeniach i załamywać się na krawędziach. Na pustych ścianach KryształowejDuszy zaczęły wyrastać unikalne pejzaże, przypominające kwiaty malowane przez mróz na szybach. W opuszczonych przestrzeniach pojawiły się dźwięki, które w kontakcie z kryształowymi szlifami rozszczepiały się na uwertury najsubtelniejszych kompozycji. Razem z tą subtelną jasnością powracać zaczęły także pajęcze nici pourywanych znaczeń, paprochy słów unoszone przez chaotyczne iskry myśli.

Wydawało mi się, że Mgła nie potrafi zwyciężyć w nim tego magicznego blasku KryształowejDuszy. A jednak Mgła coraz mocniej wnikała w jego delikatne ciało i bez pardonu wiła sobie tam legowisko. Z dnia na dzień wyjątkowa jasność jego duszy stawała się bardziej wyblakła i odległa, poddawała się  wilgoci wszechobecnych Mgieł. Jego oczy nabierały ciężkiej barwy mglistej szarości, która nie przepuszczała już ani odrobiny światła.

Widzę jak wisi rozpięty w pajęczynie Mgieł niby cień czarnego motyla - zrezygnowany i przyszpilony do szarej rzeczywistości. Wiem, że w tym wątłym ciele tli się swoim niepowtarzalnym pięknem blask KryształowejDuszy, klejnot pełen nienarodzonych jeszcze cudowności. Wciąż patrzę w jego stronę, z nadzieją, że pewnego dnia rozerwie Mgły, rozprostuje pogięte samotnością skrzydła i rozbłyśnie feerią światła. Wciąż czekam, aż odleci.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz