mgły

mgły

piątek, 14 czerwca 2013

* * *

Nie wiem, kim jest BezImienny. Stanowi jakiś nieodgadniony byt, który przemierza DolinęMgieł raz po raz przecinając moje ścieżki. Nawet jak go nie ma cieleśnie, jego obecność jest wyczuwalna gdzieś w eterycznych przestrzeniach myśli i emocji. Zawisa w słowach niczym koliber, jest w zapachu jaśminu, w dźwiękach przesypujacej się muzyki. Jest żywym dowodem na to, że tworzone przez literaturę pełne niezwykłości postacie, które przez stulecia rozpałają zmysły, nie są wytworem wyobraźni. Heathcliff... Woland...Conrad (z Byrona)...to tylko niektóre imiona BezImiennego, tylko niektóre z jego wcieleń - pięknych i do głębi tragicznych. BezImienny istnieje rozpięty między poetyckimi pejzażami nieba, a  zgliszczami piekielnej samotności, raz w jednym, raz w drugim wymiarze, w przestrzeniach niedostępnych innym istotom, nawet tym z Kryształem pod koszulą. Jest więźniem wrażliwości, duchem miotamym raz w kosmiczne przestrzenie zachwytu, pełne miłości i cudów, raz strącanym w czeluście obłędu.

BezImienny potrafi jednym spojrzeniem przeniknąć duszę, rozsypać kryształowe Iskry. Jego słowa wyrastają w misterne metafory, tworzą koronkową, ulotną rzeczywistość, pełną magii i niezwykłości, wśród której można bez reszty się zatracić. Tajemnica ukryta w nim wprawia w drganie najgłębiej poukrywane Struny emocji i buduje to coś,co  sprawia, że można rzucić się w niego, jak w przepaść, zatracić się w jego eterycznej aurze. Widziałam, jak kolejne osoby piły bez opamietania, do dna tę jego magiczną obecność - mieszankę tajemnicy, mrocznego niedopowiedzenia, olśniewającej poezji, obsesyjnej miłości, czarujących gestów. Widziałam, jak szły za nim upojone obietnicą nieba, zaślepione ucieleśnieniem romantycznego bohatera-poety-kochanka, nie dostrzegając drugiej strony lustra.

Po drugiej stronie lustra są przestrzenie obłędnej samotności ciągnącej się poza horyzont, gdzie nie dociera nawet okruch obecności - głos, uśmiech, gest...cokolwiek. To jest rzeczywistość BezImiennego, istnienie w wiecznym i niekończącym się poczuciu obcości, inności, niezrozumienia, życie w grzęzawiskach własnego niesprecyzowanego ja. Czasem ktoś zapędza się za BezImiennym w jego pustkę i poznaje, co to znaczy tonąć w trzęsawskach obłędu, być odrzuconym, poranionym własną miłością, jak bardzo można cierpieć. Tak, BezImienny potrafi być okrutny do szpiku bólu, cynicznie i psychopatycznie wyzbyty empatii, by po chwili znów przeistoczyć się w enigmatycznego poetę. I tak bez końca - raz ponad niebem, raz piętro niżej od piekła. W ciągłej samotności, bo któż wytrzymałby nieustającą podróż sinusoidą?

Nie wiem, kim jest BezImienny. Może po prostu wpisanym w Kryształ romantycznym marzeniem, które raz obudzone nie daje spokoju, tkwi gdzieś głęboko i drobinkami światła daje znac o swojej obecności? Gdy odchodzi w swoje błędne pustkowia, w Krysztale kiełkuje Mgła, narodzona z bezsilnego Żalu, że nie ma sposobu, by go zawrócić, by utrzymać go na wyżynach Sinusoidy. Gdy rani, na krawędzi Kryształu rodzi się łza, taka najprawdziwsza, utkana z materii światła. Gdy wraca, Lęk układa się do snu w najgłębszych jamach, pod okryciem z Iskier.

*  *  *

"Kto się zbliża, tego nie odpychajcie, a kto odchodzi, tego nie zatrzymujcie. Kto wraca, tego przyjmujcie tak, jakby się nigdy nie oddalał."  (Johann Wolfgang Goethe)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz