Niespokojnymi haustami spijam cierpki zapach świeżej zieleni. Uspokaja jak filiżanka gorzkiej herbaty sączona małymi łyczkami. Chłód wieczoru przywołuje zmysły do porządku, wciska je w dygoczące ciało i skupia na prostych i logicznych sprawach. Zimne krople nierównomiernie osiadają na skórze - jedna...druga...trzecia...Nie wiem, ile czasu pozwalam im błądzić po pociągniętych tuszem rzęsach, mieszać się z pudrem i wspomnieniami. Nie liczę. Trwam wciśnięta w zieleń mokrego lasu. Trwam. Mimo wszystko.
Deszcz pada coraz intensywniej, a ja czuję, jakbym rozpadała się pod dotykiem miękkich kropli. Wsiąkają we mnie, rozmaczają, rozpuszczają bezgłośnie. Jestem jednowymiarową, papierową wycinanką, sztucznym tworem rozpiętym w rzeczywistości, do której nie przystaję. Szukam swojego miejsca i wciąż czuję się obco - nie tu, nie tak, nie taka.
Każdego dnia bezgłośnie wchodzę w świat Fozów, z jedną, konkretna myślą - przetrwać do zmroku, zagonić się w codzienności i nie czuć tej odchłani, która cały czas otacza moje istnienie. Zacisnąć oczy, by nie uwolnić łez, zasznurować usta, by krzyk nie rozdarł normalności wokół, wbić paznokcie w dłonie, do fizycznego bólu, który na moment odwróci uwagę od nicości. Szukam ucieczek, by nie zauważać powtarzających się schematów, których nie umiem przezwyciężyć, które wciąż spychają mnie na krawędzie życia. A gdy przestaję uciekać, gdy pozwalam zmysłom na odczucie prawdy, Kryształ pęka od niewyobrażalnego bólu, który krwawo skrapla się na krawędziach.
* * *
Nie wiem, gdzie jest moje miejsce. Nie wiem, czy mój czas w ogóle istnieje. Wciąż czuję, jakbym przynależała do innego świata. Może takiego, którego w ogóle nie ma. Mam wrażenie, jakbym prześlizgiwała się w czasie, który nigdy nie jest mój - jakbym rodziła się za wcześnie albo za późno, nigdy w porę.